Przy sobocie, z olbrzymiej kupki nieprzecztanych komiksów postanowiłem wyjąc jakieś lekkie czytadło i wyłowiłem tym razem Puniego - Witaj Ponownie Frank (cz. 1 ), trochę po tym jak niedawno przeczytałem Borna - chciałem porównać, jak wypadła inna historia pisana prez Ennisa.
O Bornie rozpisałem się dość znacznie (w temacie Punisher), tutaj postanowiłem, że będę się strszczał w mojej mini recenzji – tym bardziej, że pewnie każdy ten komiks już przeczytał i zdążył zapomnieć
Powyższe zadanie ułatwił mi na pewno fakt, że właściwie – jeśli chodzi o ten tom, to nie ma za bardzo o czym pisać.
Rysunki są dla mnie tylko i aż akceptowalne – i nie zmieni tego fakt, że akurat do tej konwencji historii całkiem-całkiem pasują.
Co do fabuły – to w zasadzie nie ma jej zbyt wiele. Wiem, że to miał być lekki komiks, może wręcz pewnego rodzaju pastisz, pewnego rodzaju odtrutka na poprzednie perypetie fabularne Franka – ot taka konwencja… no ale ta konwencja mnie jakoś specjalnie nie porwała, praktycznie zero emocji, Frank nie umiera nawet jak strzelają do niego z pół metra (jest omnipotentny niemal jak Hulk – a tego w komiksach nie lubię), ot po prostu kolejna rozwałka w specyficznym klimacie Ennisowo-Dillonowskim (która mi się mniej podobała niż rozwałka w wykonaniu np. Deadpoola z 1 tomu MN, który czytałem ostatnio - jeśli już porównuję ten komiks do innych lekkich czytadeł). Komiks ratują drugoplanowe wątki, szczególnie ten z policjantami (jak oni się nazywali…?) – nienajgorzej się to czytało.
Podsumowując – nie jest to jakaś tragedia, komiks dało się czytać, miał swój specyficzny klimat i kilka żarcików, ale jako całość ten klimat mnie jakoś specjalnie nie kupił. Po przeczytaniu zastanawiałem się czy dać 3 czy 3-… ale uświadomiłem sobie, że mimo wszystko nawet jakoś tam jestem ciekaw jak skończy się ta historia w częsci drugiej – ostatecznie daję więc 3+/6