Kontynuuję zapoznawanie się ze starociami początków Marvela.
Nadejście Galaktusa to faktycznie majstersztyk. Aż dziw, że ten tom prawie w ogóle się nie zestarzał. Natomiast Sądny dzień to już tylko cień poprzedniego tomu.
Moje TOP 3 z lat 60 w WKKM: Nigdy więcej Spider-Mana, Opowieści z Asgardu i właśnie Nadejście Galaktusa.
Z kolei najgorsze to: Narodziny Ultrona, Sądny dzień i Lata 6-te (poza zeszytem z Daredevilem, który jest na mojej osobistej liście naprawdę wysoko).
Polecam jeszcze Nicka Fury'ego (świetna pulpowa rozrywka w stylu starego Bonda) i X-Men, ale dopiero od momentu kiedy do ekipy dołączył Neal Adams.
Nie czytałem (w sensie, że w ogóle nie kupiłem) natomiast Strange'a, Hulka, Iron Mana i Silver Surfera. Daj znać, jak przebrniesz przez te tomy, bo zawsze szukam potwierdzenia na słuszność podjętych przeze decyzji.
Ja z kolei wziąłem się właśnie za lata całe 70-te jakie wyszły w WKKM i za mną już ... pierwszy zeszyt tomu 110 - origin Warlocka. Strasznie nudne to było. Na siłę wrzucona jakaś dziwna filozofia, a wszystko przegadane jeszcze bardziej niż niejeden komiks z lat 60-tych. Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.