Taka mała refleksja mnie ostatnio naszła
W WKKM mieliśmy parę komiksów zarówno pisanych, jak i rysowanych przez tego samego autora. Oczywiście były to wyjątki, ale jednak w większości są to komiksy na naprawdę wysokim poziomie zarówno scenariuszowym, jak i graficznym, a ich autorzy to w zdecydowanej części uznane nazwiska w świecie komiksowym. I tak byli to m.in. Barry Windsor-Smith ze swoim ocierającym się o genialność "Weapon X", Jim Steranko ze swoim rewolucyjnym (przynajmniej w sferze graficznej) "Nickiem Fury, agentem SHIELD", Alan Davies, który złożył hołd Fantastycznej Czwórce w "Końcu" czy Walt Simonson w świetnym wycinku swojej wielowątkowej sagi w Thorze.
No i nie można zapomnieć o Jimie Starlinie, który niemalże sam w pojedynkę z kosmosu Marvela uczynił pełnoprawną część głównego uniwersum. Wprawdzie w obu tomach "Życia i śmierci Kapitan Marvela" współpracował z Engelhartem i Friedrichem niemniej jednak sama fabuła to w zdecydowanej większości jego pomysł. A na dokładkę mamy Warlocka, który jest już jego autorskim pomysłem zarówno pod kątem scenariusza, jak i rysunków.
Bądź co bądź jestem świeżo po lekturze Kapitan Marvela właśnie (łącznie z wydaniem z SBM) i z pełną świadomością stwierdzam, że cała saga stworzona przez Starlina (na czele z osławioną "Śmiercią") to dzieło genialne. Przede mną jeszcze lektura Warlocka. No i ciągle liczę na Infinity Gauntlet - Anion, daj znać, czy coś wiesz na ten temat. Nie wiem, napisz, że marzną ręce i musisz założyć rękawiczki, albo, że na urlopie znalazłeś sześć kolorowych kamyków na plaży