Bede tu bronil Mandragory.
100 bullets to - tak jak Sandman i Preacher - seria pod egida Vertigo. Zadnych "amuletow" itp. B. brutalny, rzeczywisty jezyk (tlumacz nie boi sie przeklenstw, ale tez nie epatuje wulgaryzmami), fabula rozwijajaca sie konsekwentnie i ciekawie. Poza tym, gwarancja skonczonosci opowiesci(znak szczegolny Vertigo, patrz powyzsze 2 tytuly Egmontu). Wg mnie najlepsze dlugofalowo osiagniecie tego wydawnictwa.
Origin. Relatywnie krotkie (6 odcinkow), odwolujace sie do jednej z ikon swiata komiksow, opowiadanie. Nasycone dramatem (poczekajcie, a sie przekonacie), bez taniej przemocy, czego moglibysmy sie spodziewac po tytule "Wolverine".
A poza tym zgadzam sie z Kormakiem. To jest jak z przemyslem filmowym. Jesli duze studio FOX bedzie mialo hit, to Fox Searchlight Pictures moze wypuscic film naprawde wartosciowy. Ale to nie widzowie tego filmu finansuja taka produkcje, ale masy idace na 2 czesc American Pie. Oczywiste jest, ze to uczynni czytelnicy "Fathom" oraz "Blade 2" sponsoruja dla nas "100 bullets".
A poza tym - caly czas maniakalnie krazymy wokol Metabaronow. Jedni to atakuja, jeden (przede wszystkim
) broni.
A tak naprawde to Egmont przed pojawieniem sie Mandragory mogl sie czuc poniekad monopolista wydawniczym, szczegolnie mainstream.
Amber - zgadzam sie z ktoryms z przedmowcow - drogo i do niczego.
pozdrawiam