power metal to jakieś badziewiarskie klawisze, tandetne solówki a la Yngwie Malmsteen czy inny Vai i tandetny image - właśnie taki bajkowy, fantasy, rodem z AD&D.
A thrash? coż, nie słucham tego, ale postawienie znaku równości między tym a power metalem to grube nadużycie...
Thrash to brud, wściekłość, energia, żłopanie piwska, a power metal to wzniosłe hymny o epickich bitwach pomiędzy szlachetnymi herosami i siłami ciemności, które czyhają w... ciemności
Jak to celnie ujął Wojtek Wysocki w recenzji jednej z powermetalowych płyt na Nucie.pl - to muzyka dla pryszczatych długowłosych astolatków z gimnazjum czytających Sapkowskiego i ich rozanielonych dziewczyn
Oczywiście to karykaturalne przerysowanie, ale coś w tym jest...