Mam 31 i też się nie wstydzę. Czego się tu wstydzić, młodości ducha?
OK, wczoraj wieczorem skończyłam. Spoilerów siać nie chcę (nie w tym temacie, przynajmniej), więc napiszę tylko, że Harry VII nieodparcie kojarzył mi się ze "Szklaną pułapką 4". Oba te (u)twory łączy psi swąd głównych bohaterów, co, przyznam, w jednym i drugim mnie niesamowicie irytowało. W 'Gadżetach Śmierci' grupa głównych postaci dochodzi do większości sukcesów dzięki ślepemu szczęściu. Udaje im się uciec dzięki nieledwie cudom. Niewiele jest momentów, w których do głosu dochodzi mądrość / spryt / odwaga / pomysłowość, dzięki czemu coś osiągają; przez większość czasu dzieje się źle tylko dlatego, że coś nie zostało przemyślane do końca, nie sprawdzone, że poszli na żywioł, niewiele myśląc. Oczywiście, ostatecznie się okazuje, że to dobrze, że dzięki tym swoim 'wpadkom' doszli do końca, że gdyby tu ich nie złapano, tam nie przegoniono, siam o mało nie zabito, to by się nie udało. Wszędzie coś zystkiwali, co przyczyniło się do ostatecznego sukcesu - tylko że trochę mniej mieliby szczęścia i by do tego sukcesu nie dotrwali. Mówi się, że szczęście to też talent. Jeśli tak, to Harry jest pod tym względem naprawdę wyjątkowo utalentowany
.
Żeby nie było: powieść mi się podoba, nawet bardzo. Tylko że nadal nie rozumiem, dlaczego pod koniec szóstki Snape patrzył na Dumbledore'a z odrazą i nienawiścią. Do kogo je czuł? Do siebie? Do niego? Do tego, co musiał zrobić? Czy może tylko udawał, grał te uczucia?...
Nie podoba mi się też ukazany w pewnych wspomnieniach stosunek pewnej osoby do Severusa. Snape został wykorzystany z zerową troską o jego uczucia; a przecież je miał (co zresztą podejrzewałam od piątego tomu; tzn. nie, że w ogóle miał uczucia, tylko ku jakiej osobie je kierował
). Ale jakoś nikt się tym nie przejął, on był tylko narzędziem. I na końcu to 'wzruszające' epitafium, jakim skwitował jego całe życie ten, kto go wykorzystał: "Biedny Severus"... I tyle. Grrr, gotuje się we mnie z wsciekłości. Sytuacja trochę poprawia się w ostatnim rozdziale, tym po latach, kiedy
Harry mówi młodszemu synowi, że dostał imię po najodważniejszym człowieku, jakiego Harry w życiu spotkał.
Żeby jeszcze tylko usłyszał to Snape, żeby znał te uczucia, żeby wiedział, że został doceniony...
PS. Szyszko, PW będzie później, muszę się rozpisać
.