bez przesady - jak na formę, w której został wydany ten komiks jest spokojnie wart takich pieniędzy.
Dla mnie nie. Dla mnie wart jest 12$, które za niego dałem. Lektura na 15 minut i 500 godzin podziwiania grafiki. Jako pożywka dla katharsis - tak, jako komiks - nie.
Przegięciem to był dla mnie Hellboy - mały format, miękka okładka i bodaj 49 zł.
Mam po prostu inaczej wyskalowany próg.
Uważam, że komiksy z serii Mistrzowie komiksu czy plansze europy wcale nie są jakoś specjalnie drogie. Często są to wydania zbiorcze kilku albumów i gdyby je rozbić i za każdy zapłacić po 30-40 zł to na to samo by wyszło (albo i drożej) a nie mielibyśmy ich w takiej formie. Bardzo lubię wydania albumowe i jak np. za takie 7 części Rorka zapłaciłem ok. 200 zł (strzelam, bo nie pamiętam) to jasne jest, że za wydanie zbiorcze chętniej bym zapłacił 150 zł.
No cóż, te wszystkie ekskluziwy E, które mnie zainteresowały pościągałem z zagranicy taniej. Mam to samo, tylko w miękkich oprawach (a o tym już nie będę gadał).
69 zł to chore pieniądze ? Przecież to koszt wyprawy do kina, albo wyskoczenia na skromny obiad do restauracji. To 8 piw w pubie w sobotni wieczór... bez przesady.
Jeśli rozpatrujesz 1 komiks, to OK. Ale jeśli kupujesz kilka-kilkanaście w miesiącu, to wybacz, ale nie mogą wszystkie być na tym pułapie cenowym, chyba, że srasz kasą.
nie lubisz ładnie wydanych komiksów ?
Wystarcza mi biały papier offsetowy i kartonowa okładka. Jest tak samo ładne. Resztę uważam za zbędną, co niejednokrotnie wyjaśniałem. Nawiązując do innej wypowiedzi, która padła wcześniej - dobry komiks przeczytam i na gazetowym papierze. Byle gówno, przez oprawienie w twardą oprawę, staje się jedynie drogim gównem. Abstrahując od konkretnych komiksów.
jako wydawca zapewniam Cię, że cena wydrukowania pełnego koloru jest dużo wyższa niż cz-b
Żartujesz? O stary, ale prawdę objawiłeś, nie wiedziałem dotąd, dlaczego za Rycerza Janka zapłaciłem w drukarni połowę tego, co za Kwazia...
Wspomniane przez Ciebie komiksy są grubsze, ale: na gorszym i tańszym papierze, są czarno-białe. Oczywiście też są warte swojej ceny. Za From Hell w twardej oprawie wyłożyłbym pewnie i 300 zł
Nie wyłożyłbym tyle. Nie wyłożyłem na twardą, kupiłem miękką. Bo ta twarda okładka mi była zbędna. Wręcz zawadzała. Lubię swoje FH w takiej formie, w jakiej jest. Black Hole było w twardej, wziąłem, bo nie miałem alternatywy, jakbym miał, to bym wziął w miękkiej. Dramatycznie wątpię, czy gdyby papier był w nich bielszy i droższy, to zrobiłoby mi to choć ułamek cienia różnicy. To nie są akryle Bisleya, które faktycznie na gorszym papierze mogłyby stracić. Co, kreska się deformuje na mniej olśniewająco białych kartkach, czy jak?
A mi się wydaje, że jest odwrotnie - mniejsze ceny nie poszerzą rynku
Kolekcjonerskiego na pewno. Masowy, śmiem twierdzić, owszem. Gdyby Wyborcza była w twardej lakierowanej okładce na kredowym papierze, to pewnie czytałoby się ja niektórym przyjemniej, ale raczej popyt na prasę by spadł. Ale to zagadnienie nie do rozstrzygnięcia.
Wątpię czy choćby bardzo zbliżone wrażenia z lektury znajdziesz w innych komiksach. Bo identycznych to oczywiście nie.
Zupełnie inne. Ale to trochę jak zamienić jeden bilet do opery, na trzy bilety do kina i mieć frajdę przez trzy wieczory, anie przez jeden, a potem siedzieć i oglądać Gwiazdy ciągną druta w telewizji.
Chodzi mi o to, że tak się nie da. To tak jak byś pisał, że nie kupisz płyty wykonawcy X bo jest za droga i wolisz kupić za tę kasę płyty wykonawców Y i Z. Nie zastąpisz jednego drugimi. Tak się po prostu nie da.
Nie zastąpię. Zamienię jedne na drugie. Jak uważam, że nowa płyta kogoś to przegięcie cenowe, to kupię płytę innego wykonawcy, którego lubię. A tej nie posłucham. Jest próg bólu za pojedynczy komiks, jaki jestem w stanie znieść. Wolę za 100$ kupić sobie sześć TPB Batmana na Amazonie, niż jeden album MK na allegro - jak by dobry nie był, tam mam po prostu lektury, pewnie i na niższym poziomie, ale na wielokrotnie dłużej. A że lubię komiksy czytać, a nie się nimi brandzlować czy szukać w nich trzeciego dna, to już taki mój buracki urok.
Żeby nie było - rozumiem argumenty ekonomiczne i wiem, że wielu osób nie stać na kupno komiksów. Ale nie rozumiem argumentów typu "bo sobie kupię za to dwa inne komiksy"
Żeby nie było nieporozumień - stać mnie i nie odmawiam sobie, jak czegoś chce. Żeby dodać smaku - dokładnie drugie tyle, ile wydaję na komiksy w miesiącu, dostaje Żona na jakieś swoje drobiazgi, kolczyki, inne sprawy. Dla niej w to graj, im więcej kupię, tym więcej ona dostanie w prezencie.
To nie jest argument stricte ekonomiczny. Jest granica, której za komiks nie zapłacę. Abstrahując od wszystkiego. To tylko pieprzone hobby. Ma mi sprawiać przyjemność. A ta też ma jakieś rozsądne granice. Jeśli mogę coś kupić taniej niż drożej, kupuję taniej, nawet, jeśli to tańsze wydanie nie jest oprawione w skórę Benedykta XVI, wyprawioną moczem andaluzyjskich dziewic.
Jeżeli nie mogę kupić czegoś w cenie, która jest dla mnie do zaakceptowania - nie kupuję tego. Mogę wydać na raz 500 złotych na komiksy, ale za te pieniądze chciałbym ich kupić kilkanaście, a nie np. 3. Bo przy wszystkim tym, jest to sporo kasy, a ja, prócz komiksów, lubię chodzić do kina, pić piwo i robić córce prezenty. Staram się więc zachować proporcję między wkładem a uzyskiem.